Translate

wtorek, 27 września 2016

Bastei - Saksonia Szwajcarska

Rejon Saksonii Szwajcarskiej interesował mnie od dawna. Fascynowały mnie zdjęcia, jakie oglądałem w internecie i postanowiłem chociaż trochę uszczknąć dla siebie rąbka z tej pięknej okolicy. Szczególnie zainteresował mnie most, który na fotografiach prezentował się bardzo ładnie, wręcz bajkowo. By nie trafić na roje turystów wyjeżdżam z Żabką bardzo wcześnie, bo przed 4 rano więc jeszcze wtedy, gdy na dworze ciemno. Rozwidniło się dopiero po drodze. Do przejechania około 230 km i 3 godziny jazdy.
Po około 2 i pół godzinie zostawiamy po lewej stronie Drezno, potem przejeżdżamy przez Pirnę i docieramy do Rathen, celu naszej podróży. Tu na parkingu przy jednym z pensjonatów zostawiamy samochód. Jest w końcu widno, jednak na ulicach zupełnie pusto. 

Dalej idziemy pieszo. Zastanawia mnie fakt, czemu to ludzie nazywają pewne miejsca Szwajcarią. Może samo to słowo w sobie coś znaczy? Jest Szwajcaria Kaszubska, Czeska, Frankońska, Holsztyńska, Lwówecka, Żerkowska i pewnie dziesiątki innych. Nawet w Suwałkach jest dzielnica o nazwie Szwajcaria. No i oczywiście jest ta z Genewą, Zurychem i Bernem. Potem dopiero dowiaduję się, że autorem określenia rejonu do którego się udaliśmy jest Szwajcar Adrian Zingg. Może to co tu zobaczył przypominało mu jego rodzinny kraj?
Mijamy domy wczasowe, hotele, restauracje. Wszędzie cicho, ani żywego ducha. Jest sobota godzina 6.45, więc nie ma się co dziwić, że kurort jeszcze śpi. 
Kierujemy się według tabliczek w kierunku Bastei. Mapa nie jest tu niezbędna. Szlak jest  dobrze oznaczony. Najpierw drogą Amselgrund a potem w lewo Basteiweg. To tędy do wspomnianej okolicy z pięknymi widokami i mostem o tej właśnie nazwie. Wszędzie jednak jest sporo mgły. Mamy nadzieję, że to tylko chwilowo. 




Szwajcaria Saksońska to teren położony na południowy wschód od Drezna, między Pirną a czeską granicą. To wyjątkowo malowniczy teren, słowami trudno opisać. Skały wśród drzew utworzyły niepowtarzalny obraz.


Po około 20 minutach spokojnej wędrówki docieramy do pierwszych interesujących nas miejsc. Tutaj zaczynają się skalne formy o nazwie Bastei, pośród których można chodzić i cieszyć wzrok. Warto było przyjechać tak wcześnie. Jesteśmy praktycznie sami.


Bastei to z języka niemieckiego Baszta, nazwa wzięta od jednej ze skał, która właśnie taką budowlę przypomina. Teren ten jest największą atrakcją parku narodowego, na którym się znajdujemy. W oddali most się właśnie ukazał. Mgła dodatkowo potęguje nastrój.


Patrząc na tą sosnę przypomniała mi się ta z Pienińskiego Parku Narodowego. Tutaj takich sosenek naliczyłem dziesiątki. 



Słońce próbuje się przebić przez chmury i ma zamiar rozgonić mgłę. 

Do mostu już coraz bliżej ...






 
 I oto już jesteśmy na moście.

Dla takich widoków warto było przyjechać. 


Jeśli przyjedziemy tutaj w normalnych godzinach, zastaniemy tłumy turystów. Dlatego warto przyjechać wcześnie, jeśli chce się mieć więcej spokoju. W dole spokojnie płynie Łaba. Ma do pokonania całe Niemcy by wpaść do Morza Północnego w okolicy Hamburga.


Góra w oddali, przypominająca ogromny kapelusz lub spodek ufo to Lilienstein. Jest jednym z naszych następnych celów odwiedzin tej okolicy.

Po około godzinie spacerowania i zachwycania się widokami wracamy, tą samą drogą.

Po około 15 minutach marszu dochodzimy do miejsca skąd wyruszyliśmy.

Podczas całego dnia wydarzyło się kilka ciekawych sytuacji. Na ich opowiedzenie przyjdzie jednak czas innym razem.  Przecież nie trzeba od razu o wszystkim opowiadać.