Translate

wtorek, 19 września 2017

Kiszyniów

Zawsze chciałem pojechać do Mołdawii. Być tam chociaż krótką chwilę, nawet godzinę czy dwie. 
- Co tam chcesz robić, pytał ten czy tamten. 
Nawet mój dobry kumpel, by nie rzec, że przyjaciel Michał, który w Mołdawii już był, mówił: 
- W Kiszyniowie nic nie ma, nie warto tam jechać.  
Nie mogłem tego zrozumieć. Jak to nie warto jechać do Kiszyniowa? 
Skoro jesteśmy w Rumunii, w Vaslui i do  Mołdawii stąd około 40 kilometrów, to jak nie wlecieć choć na chwilę do Mołdawii? 
Państwo uznawane za jedno z biedniejszych w Europie, ale przecież też musi być na swój sposób ciekawe. Skoro jestem tak blisko, muszę je zobaczyć. Dziewczyny - Żabka i Lucy, które są ze mną podzielają moje zdanie. Jedziemy! 
Wstajemy rano i kierujemy się autem w stronę Husi, potem na  Râșești i po niedługim czasie jesteśmy na granicy. Wszystkie bagaże zostawiliśmy w motelu, w którym zabukowaliśmy nocleg. Na przejściu granicznym zbyt wiele czasu nie spędziliśmy. , Sprawdzili nam paszporty, kupiliśmy trochę mołdawskiej waluty i witamy w Mołdawii. Z przejazdem na mołdawską stronę żadnych problemów nie było.


Droga do Kiszyniowa okazała się zupełnie przyzwoitą, zdecydowanie gorsze widziało się w kraju. 





Po około 40 minutach jazdy docieramy do rogatek miasta. Niestety, nie przedstawiały się one tak, jak to można zobaczyć na zdjęciach. Najbardziej znany wjazd do miasta zaczyna się tak zwaną Bramą Kiszyniowa. Znajduje się ona jednak zupełnie z innej strony, od lotniska. Z tej strony, z której my przyjechaliśmy czyli od przejścia granicznego w Râșești Kiszyniów raczej skromniutko wita przyjezdnych.








W mieście dominuje socrealistyczny styl zabudowy. W centrum szeroka ulica, place, pomniki, sporo blokowisk. Gdy wyjedzie się poza centrum, to one przede wszystkim rzucają się w oczy.


Co można zobaczyć w Kiszyniowie, będąc w nim jeden dzień? Na dobrą sprawę, dzień na zwiedzanie wystarczy. Można połazić po ulicach, poczuć ducha miasta. Na więcej nie mamy czasu.


W mieście nie ma metra, komunikację miejską zapewniają trolejbusy.


Często kierowcy mają problemy z utrzymaniem pantografu wzdłuż zasilającej linii. Muszą potem wychodzić i poprawiać. Byłem w mieście kilka godzin i już kilka razy tą sytuację widziałem.


Miasto jest stolicą dopiero od 1940 roku. Jesteśmy zbyt krótko, by chociaż pobieżnie zapoznać się z najważniejszymi punktami i zdajemy sobie z tego sprawę. Nie mamy czasu na to, by zajrzeć do cerkwi, muzeum czy choćby usiąść w jakiejś knajpce, spróbować mołdawskiego wina czy choćby w parku i przyjrzeć się życiu miasta.


Tu jakiś rządowy budynek, nad którym dumnie powiewa mołdawska flaga.


Do Warszawy stąd 951 kilometrów, od pewnego czasu kursują także bezpośrednie samoloty.






Łuk triumfalny, po lewo Sobór Narodzenia Pańskiego.





Jeśli ktoś zapomniał, że kreseczka nad liczbą napisaną w systemie rzymskim znaczy jej tysiąckrotne powiększenie, to teraz sobie to może przypomnieć.


Pomnik króla Stefana Wielkiego. Kim on był? Jest uznawany za najlepszego mołdawskiego władcę. W XV i na początku XVI wieku stworzył silne mołdawskie państwo. To on jest widoczny na wszystkich mołdawskich banknotach. Za jego czasów Mołdawia skutecznie opierała się zarówno przed Węgrami, Polakami jak i Turkami.


Oto zaparkowany radiowóz, obok niego, trochę dalej stoi niewidoczny na zdjęciu policjant.


Właśnie ten mercedes przejechał na czerwonym świetle. Reszta aut spokojnie czeka na światło zielone. Po sekundzie słyszę głośny gwizdek tego oto pana. Brawo pan policjant!


Informacja o tej sytuacji jest przekazywana gdzieś dalej ...


Gdyby ktoś w kraju szukał pracy, może ją znaleźć. W Mołdawii zapraszają do Polski do pracy. Osobiście nie sprawdzałem, więc za nią nie odpowiadam, ale pomóc mogę.


Chodzimy po centrum, robimy kilometry. Miasto wbrew temu, co o nim słyszałem, ma swój urok. Nie powala rozmachem, wielkomiejskością, ale warto tu przyjechać.


Mural nawiązujący do Solidarności. Jednym słowem kolejny polski akcent w Kiszyniowie.


Po kilku godzinach łażenia po mieście idziemy coś zjeść. Kobieta sprzedająca coś w rodzaju zapiekanek jest szczerze zdziwiona, że my przyjechaliśmy do Kiszyniowa. 
- Jak to? Autem przyjechaliście? 
- Autem. 
- Nie z wycieczką?
Takich sytuacji było więcej. Dziwimy się, czemu oni się dziwią. Odwiedzamy jeszcze centrum handlowe, by kupić chociaż kilka mołdawskich pamiątek, potem wracamy, kierując się inną drogą niż tą którą przyjechaliśmy.


Na granicy odwiedzamy jeszcze sklep bezcłowy. Rzecz godna uwagi, bo tak tanich produktów dawno nie widzieliśmy. W końcu udało nam się zobaczyć bezcłowy sklep z prawdziwego zdarzenia.


czwartek, 16 lutego 2017

Podgorica

Podgorica - stolica Czarnogóry, miasto, którego jakoś nie potrafiłem sobie wyobrazić. Liczy nieco więcej mieszkańców niż Gliwice. Czy Gliwice mogłoby być stolicą państwa? Pewnie mogłoby. Podgorica jest największym miastem wspomnianego kraju, powierzchniowo zbliżonego do województwa lubuskiego. Leży na Bałkanach, nad Adriatykiem. Jeśli ktoś ma sporo chęci i odpowiednio zaopatrzony portfel, może sobie kupić czarnogórskie obywatelstwo. Skorzystał w 2006 roku z tej okazji były premier Tajlandii Thaksin Shinawatra. Pozbawiony władzy po zamachu stanu nabył tu oprócz obywatelstwa również wyspę. 
Do Podgoricy wybrałem się z Berlina samolotem w towarzystwie dziewczyn: Żabki i Lucy. Podczas lotu spoglądałem na pokryte śniegiem Alpy, oczyma wędrując po szczytach i dolinach ... 




Port lotniczy, jego międzynarodowy kod - TGD zupełnie nie kojarzy się z nazwą miasta. Podgorica, po II wojnie światowej dla upamiętnienia Josipa Broz Tito nazywała się Titograd. W 1992 roku zmieniła się nazwa miasta, ale kod pozostał.


Przywitała nas ładna pogoda. Była dopiero 10, nasz zamówiony apartament miał być gotowy od 14, poszliśmy więc na miasto.


Już po kilkunastu minutach rozglądania się dostrzegłem pierwszego - czarnego jak moja Mroczka kota. Cwaniak (lub cwaniara) nauczył się z okna po gałęzi drzewa na zewnątrz wychodzić. Nawet się do niego odezwałem
 - Cześć Mroczka. Zrobiłem fotkę i poszedłem dalej.
Jednym z miast partnerskich Podgoricy jest Moskwa. W 2004 roku w dowód przyjaźni Moskwa podarowała zarówno pomnik Włodzimierza Wysockiego jak i dostępny tylko dla pieszych most zwany moskiewskim. Pod nim płynie krystalicznie czysta Moracza. Na pomniku jest napis po rosyjsku: "Żal, że Czarnogóra nie stała się moją drugą ojczyzną".


Nieco dalej kolejny most zwany milenijnym.




Punktualnie o 14 odbieramy klucze od naszego mieszkanka w bloku. Do tego typu budownictwa jestem przyzwyczajony, ale te, napotkane tutaj było wyjątkowo paskudne.



Wejście do naszego zakwaterowania także nie wyglądało zachęcająco. Zadzwoniliśmy do chłopaka, który po chwili przybył i wpuścił nas do mieszkania. Dał nam klucze i życzył miłego pobytu w stolicy Czarnogóry.


Lokum od wewnątrz prezentowało się przyzwoicie. Kuchnia, dwa pokoje, łazienka. Ładnie, czysto i sympatycznie.


Odpoczęliśmy nieco, zostawiliśmy część bagaży i wyszliśmy połazić. To na tej ulicy drodze powrotnej wprawiłem w osłupienie kobietę, sprzedającą burki - tutejszy bałkański specjał. Właśnie była przerwa i młodzież z pobliskiego liceum ochoczo stanęła razem ze mną w kolejce, by po chwili trzymać w zawiniętym papierze po jednym ciachu. Ja ich kupiłem osiem i zaraz, jeszcze w sklepie na oczach "widowni" zjadłem ...



W mieście przeważają relikty niedalekiej socjalistycznej przeszłości: szare bloki. Ten widok był faktycznie nieco przygnębiający. Jednak na całe szczęście dało się nawet w środku miasta zrobić zdjęcie, gdzie bloczydeł nie widać. Tu akurat widok na dzielnicę Malo Brdo.


W centrum okazale prezentuje się świątynia: Sobór Zmartwychwstania Pańskiego. Nie było w mieście prawosławnej budowli o takim wymiarze, to ją zaczęto budować w 1993 roku. Tu też jest największy na Bałkanach dzwon. W Polsce największym jest ważący 12,6 ton Zygmunt. Malutka Czarnogóra może poszczycić się dzwonem 11 tonowym.



Jest to też jedyne miejsce, w jakim udaje się nam kupić jakieś pamiątki z tego miasta.




Miasto z kilku stron otaczają góry. Wielu podróżujących i opisujących niezbyt zachęcająco wyraża się o Podgoricy. Podkreślają szarzyznę i monotonię budynków, narzekają na małą ilość interesujących miejsc i generalnie nie zachęcają do odwiedzin tego miasta.




 
Pomnik Petar ja Petrovic Njegos


Ten kot akurat za bardzo się nami nie zainteresował


Te również miały nas w nosie.



Z pewnością miasto na kolana nie rzuca, ale gdy się jest tutaj pierwszy raz, można kilka ciekawych miejsc znaleźć.


Po wstępnym przemarszu przez kilka głównych przecznic obok których stoją rządowe budynki skierowaliśmy się do cichej i miłej dzielnicy tureckiej. Turcy w XV wieku zdobyli miasto i byli tu do XIX wieku. Jedną z pamiątek po Turkach jest wspomniana dzielnica o nazwie Nova Varoš. Bardzo nam się spodobało to miejsce. Przez sporą część czasu wałęsaliśmy się po klimatycznych uliczkach tego zakątka miasta. Gdy ktoś lubi takie miejsca, polecam. 
Ten most jeszcze z tureckich czasów.











Po wyjściu z Nova Varoš albo jak kto woli z Novej Varošy kierujemy się w stronę dworca. Do Albanii stąd blisko. 
- Może zajrzymy? Pytam nieśmiało. 
Podgoricę już z grubsza znamy - kontynuuję. Tak doprawdy by się pobieżnie zorientować w topografii miasta wystarczy jeden dzień. Poszliśmy więc na dworzec, by spytać się o kursy do Szkodry, najbliższego albańskiego miasta.
Okazało się, że autobus jest, ale z powrotem mogą już być problemy. Po prostu jak pojedziemy, będziemy tam za krótko. Wracamy bez słowa, nieco zmęczeni i trochę smutni, że z Albanii raczej nici. Przynajmniej dziś nic na ten temat nie było wiadomo. Czas pokazał, że jednak było inaczej.






Nie wracaliśmy tą samą drogą. Tu, na Rzymskim Targu (Rimski Trg) odpoczęliśmy nieco, obserwując życie miasta. Chwilo trwaj wiecznie. Podgorica może nie należy do najpiękniejszych miast, ale swój urok potrafi również pokazać. Trzeba tylko dobrze się przyjrzeć.
Na wspomnianym placu jest ratusz i mnóstwo kawiarń. Młodzież jak w Paryżu, Londynie czy Berlinie, popijała piwo, wino, kawę ... Ta część miasta prezentowała się zupełnie przyzwoicie.


Gdy na dobre zaczęliśmy szukać drogi powrotnej zachodziło już słońce. Głodny jednak nie byłem. Osiem burków spełniło swoje zadanie ...