Translate

poniedziałek, 19 marca 2018

Cabo da Roca i Sintra - Portugalia

Cabo da Roca to najbardziej na zachód wysunięty punkt Europy. Obok niego, jedna z największych atrakcji Portugalii - miasto Sintra. Skoro jesteśmy w Lizbonie, grzechem byłoby nie zobaczyć tych dwóch interesujących miejsc.
Żabka, przeglądając strony w sieci zauważyła, że z Lizbony do Sintry jeżdżą pociągi za które można różnie zapłacić w zależności od tego, o której godzinie chcemy ze stolicy Portugalii wyjechać. Są to różnice na tyle duże, że decydujemy się na wyjazd z Lizbony dopiero po godzinie 10. Na dworcu w Lizbonie kupiliśmy bilet łączony do Sintry i stamtąd autobusem do Cabo da Roca. Bilet kosztował w obie strony 15,50 euro za osobę. Do Sintry w obie strony wystarczy 4,50 euro. Tak więc warto zwrócić uwagę kiedy się wyjeżdża. Pociągi kursują często, 4-6 razy w ciągu godziny. Wyruszamy z dworca Lizbona Rossio. Jest tu także niedaleko stacja metra o tej samej nazwie (linia zielona). Na dworzec pofatygowaliśmy się piechotą, od miejsca noclegu nie było daleko, około 15 minut drogi. 




Właśnie pociąg już czeka na peronie.



Po około 40 minutach jazdy jesteśmy w Sintrze. Wysiadamy na stacji końcowej i po wyjściu z dworca trafiamy zaraz na przystanek autobusowy, skąd dalej udajemy się do Cabo da Roca. 

Pakujemy się do autobusu nr 403, który podąża krętą drogą, mijając raz po raz wioski. 30 minut i jesteśmy na miejscu. Stąd na zachód już tylko Ocean Atlantycki. Jesteśmy na zachodnim końcu naszego kontynentu.



Akurat pogoda deszczowa, lekko wieje. W autobusie było niewiele osób. Zdecydowana większość została w Sintrze. Znajduje się tutaj jak zwykle w takich miejscach informacja turystyczna, kilka sklepików, restauracja, latarnia morska. W budynku informacji turystycznej można nabyć imienny certyfikat, potwierdzający, że się tu było.




Cabo da Roca - latarnia morska





 W sklepiku kupujemy tylko kilka magnesów, więc za dużego pożytku tu z nas nie mieli.  Odwiedzane przez nas miejsce wznosi się około 140 metrów nad poziomem oceanu. To ten punkt z latarnią morską. W pobliżu nie było możliwości zejścia na dół, by się z falami oceanu spotkać. 



Dalej, gdzieś około 1370 km stąd leży archipelag Azorów. Azory, Azory. Może kiedyś ...






W 1755 roku klif nawiedziło potężne trzęsienie ziemi o sile ok. 9 skali Richtera a potem gigantyczne tsunami. Fala jaka wtedy powstała podczas tego trzęsienia miała podobno 50 m wysokości. Już sobie wyobrażam, jakie wtedy było "walnięcie" oceanu o te skały. Podobno i dzisiaj można zaobserwować efekty tego przebytego w tamtym czasie kataklizmu.


Do czasu odkrycia przez Kolumba kontynentu amerykańskiego, to ten skrawek ziemi wydawał się Europejczykom końcem znanego im świata. Trzeba było mieć sporo odwagi, by popłynąć tak dalej na zachód w nieznane jak to zrobił wspomniany żeglarz. Może jednak ten słynny Genueńczyk miał nieco więcej wiedzy na temat geografii niż nam się wydaje?


 Po około godzinnym spacerze na klifie pośród skalistych zboczy, wracamy na przystanek autobusowy i jedziemy do Sintry.  Biletów nie kupujemy, bo wykupiliśmy je na całą podróż w Lizbonie.



Ostatni akcent z Cabo da Roca na przystanku autobusowym gdzieś pomiędzy przylądkiem a Sintrą.



Jesteśmy znów w Sintrze. Tak rosną pomarańcze.


Sintra jest znana w Portugalii i wspominają o niej chyba wszystkie przewodniki po tym kraju. Nie ma się co dziwić, bowiem łatwo się tu ze stolicy Portugalii dostać a i do zobaczenia jest sporo atrakcji. My chcieliśmy przede wszystkim obejrzeć ogrody należące kiedyś do jednego z najbogatszych osób mieszkających w Portugalii - Antonio Augusto de Carvalho Monteiro (1848 - 1920). Celem jest Quinta de Regaleira. Mimo, że nie jest tam daleko, wsiadamy w autobus a dopiero potem idziemy pieszo. Quinta de Regaleiro jest przepięknym kompleksem pałacowo-parkowym gdzie oprócz pałacu, znajdują się tu także liczne inne budowle, fontanny, wieże, do których nierzadko prowadzą podziemne korytarze, wszystko to pośród bujnej zieleni, jezior jaskiń i studni. Całość wpisana w 1995 roku na listę UNESCO.
To pałac w którym wspomniany milioner mieszkał. Kupił go w 1893 roku i sporo tu zmienił.


Antonio Monteiro to bardzo barwna postać. Urodził się w Brazylii, w rodzinie portugalskich emigrantów. Fortuny dorobił się na handlu kawą i kamieniami szlachetnymi. Interesowało go wszystko, co tajemnicze, niezwykłe i ekstrawaganckie. Jako, że miał ku temu finansowe możliwości, swoje marzenia i zainteresowania urzeczywistnił, projektując i budując to, co dziś można oglądać w Sintrze. Jego biografia, mogłaby stanowić materiał na sporą i zapewne ciekawą książkę. Dodam, że to on był w posiadaniu najbardziej skomplikowanego zegarka na świecie zwanego Leroy 01. Jako, że zegarki mnie zawsze interesowały, nieco przybliżę temat. Cudo to zostało zamówione przez portugalskiego milionera w 1897 roku i zbudowane specjalnie dla niego, ze szczerego złota, z 975 części. Oprócz czasu zegarek wskazywał godziny wschodu i zachodu słońca w Lizbonie, fazy księżyca, czas w 125 miastach świata, ciśnienie, temperaturę, wilgotność, wysokość nad poziomem morza i położenie ponad 600 gwiazd na północnym niebie.  Obecnie można go oglądać w Muzeum Czasu w Besançon


http://www.mdt.besancon.fr/retour-de-la-leroy-01/ 

Palmę pierwszeństwa jako najbardziej skomplikowanego zegarka na świecie dzierżył do 1989 roku.
 Opuszczamy pałac i zaczynamy wędrówkę po ogrodzie naszego milionera. 














Portal Strażników



Sekwoja



Kora dębu korkowego


Studnia inicjacji. Szukaliśmy jej i kilka razy przechodziliśmy obok niepozornego do niej wejścia. Można się do niej dostać zarówno z dołu jak i z góry. 





Zamek Maurów




Nie zdążyliśmy obejrzeć ani całego parku ani wszystkich w nim atrakcji. Czas powoli, lecz nieubłaganie posuwa się naprzód. Wychodzimy z niesamowitych klimatów tego pięknego ogrodu z jego tajemnicami, tajnymi przejściami i budowlami. 


Sintra - pałac narodowy


Jedna z wielu uliczek w mieście


W drodze powrotnej do Lizbony fotografuję interesujące i niespotykane często mury i wiadukty.




I tym razem wracamy nieco zmęczeni, ale zadowoleni z tego, co dzisiaj widzieliśmy.
 

6 komentarzy:

  1. Przeczytałem o wyprawie na Brocken. Tak jak już gdzieś pisałem, byłem tam. Nie była to taka malownicza i sympatyczna wycieczka jak tu opisałeś
    Byłem wolny, sam, dwa miesiące urlopu, samochód, więc jeździłem po DDRze. Zajechałem do Wernigerode i dalej kolejką. Nie byłem wtedy w nastroju do pieszych wędrówek. Samotna wędrówka, wówczas, nastrajała mnie raczej smutno niż pogodnie. W każdym razie było to przed erą cyfrową, zdjęcia robiłem Practiką i gdzieś albo się zapodziały albo zniknęły w pomroce dziejów. Wszak było to 44 lata temu. Teraz nawet widoków nie pamietam. Ale wierzę że dla Was wypad był udany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa miesiące urlopu piszesz? Toż to teraz byłoby chyba największym skarbem. Znam opinię Niemców na temat tych okolic. Za czasów DDR było tam raczej biednie a i obecnie jest jeszcze sporo do zrobienia. Niemniej jednak jest to region ciekawy i godny polecenia. Przede wszystkim jest mnóstwo dobrze oznaczonych szlaków i interesujących miejsc.

      Usuń
  2. Znowu poruszyłeś wspomnienia przeszłości. W Sofii byłem gdzies pod koniec lat 60. Oglądam widoki które utkwiły w pamieci: cerkiew Aleksandra Newskiego czy miejsca wykopaliskowe które wyglądają jak wówczas.
    Latem warto na miasto popatrzeć z góry Witosza. Tam też są osobliwości przyrodnicze.

    W Portugali mnie nie było więc tylko podziwiam Twoje zdjęcia z Sintry.

    Do następnej wycieczki.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic chyba nie stoi na przeszkodzie, byś się kiedyś do tego kraju wybrał ... W dzisiejszych czasach łatwiej niż kiedyś.

      Usuń
  3. a kiedyś (za młodu), byłem tak blisko opisywanych miejsc - prócz Portugalii. Zabrakło pewnie przygotowania (wiedzy), choć nikłej znajomości języka :D janus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Janus, portugalskiego to ja niestety za dużo nie znałem. Myślę, że zdecydowanie ważniejszą sprawą jest przede czas.

      Usuń