Translate

czwartek, 16 lutego 2017

Podgorica

Podgorica - stolica Czarnogóry, miasto, którego jakoś nie potrafiłem sobie wyobrazić. Liczy nieco więcej mieszkańców niż Gliwice. Czy Gliwice mogłoby być stolicą państwa? Pewnie mogłoby. Podgorica jest największym miastem wspomnianego kraju, powierzchniowo zbliżonego do województwa lubuskiego. Leży na Bałkanach, nad Adriatykiem. Jeśli ktoś ma sporo chęci i odpowiednio zaopatrzony portfel, może sobie kupić czarnogórskie obywatelstwo. Skorzystał w 2006 roku z tej okazji były premier Tajlandii Thaksin Shinawatra. Pozbawiony władzy po zamachu stanu nabył tu oprócz obywatelstwa również wyspę. 
Do Podgoricy wybrałem się z Berlina samolotem w towarzystwie dziewczyn: Żabki i Lucy. Podczas lotu spoglądałem na pokryte śniegiem Alpy, oczyma wędrując po szczytach i dolinach ... 




Port lotniczy, jego międzynarodowy kod - TGD zupełnie nie kojarzy się z nazwą miasta. Podgorica, po II wojnie światowej dla upamiętnienia Josipa Broz Tito nazywała się Titograd. W 1992 roku zmieniła się nazwa miasta, ale kod pozostał.


Przywitała nas ładna pogoda. Była dopiero 10, nasz zamówiony apartament miał być gotowy od 14, poszliśmy więc na miasto.


Już po kilkunastu minutach rozglądania się dostrzegłem pierwszego - czarnego jak moja Mroczka kota. Cwaniak (lub cwaniara) nauczył się z okna po gałęzi drzewa na zewnątrz wychodzić. Nawet się do niego odezwałem
 - Cześć Mroczka. Zrobiłem fotkę i poszedłem dalej.
Jednym z miast partnerskich Podgoricy jest Moskwa. W 2004 roku w dowód przyjaźni Moskwa podarowała zarówno pomnik Włodzimierza Wysockiego jak i dostępny tylko dla pieszych most zwany moskiewskim. Pod nim płynie krystalicznie czysta Moracza. Na pomniku jest napis po rosyjsku: "Żal, że Czarnogóra nie stała się moją drugą ojczyzną".


Nieco dalej kolejny most zwany milenijnym.




Punktualnie o 14 odbieramy klucze od naszego mieszkanka w bloku. Do tego typu budownictwa jestem przyzwyczajony, ale te, napotkane tutaj było wyjątkowo paskudne.



Wejście do naszego zakwaterowania także nie wyglądało zachęcająco. Zadzwoniliśmy do chłopaka, który po chwili przybył i wpuścił nas do mieszkania. Dał nam klucze i życzył miłego pobytu w stolicy Czarnogóry.


Lokum od wewnątrz prezentowało się przyzwoicie. Kuchnia, dwa pokoje, łazienka. Ładnie, czysto i sympatycznie.


Odpoczęliśmy nieco, zostawiliśmy część bagaży i wyszliśmy połazić. To na tej ulicy drodze powrotnej wprawiłem w osłupienie kobietę, sprzedającą burki - tutejszy bałkański specjał. Właśnie była przerwa i młodzież z pobliskiego liceum ochoczo stanęła razem ze mną w kolejce, by po chwili trzymać w zawiniętym papierze po jednym ciachu. Ja ich kupiłem osiem i zaraz, jeszcze w sklepie na oczach "widowni" zjadłem ...



W mieście przeważają relikty niedalekiej socjalistycznej przeszłości: szare bloki. Ten widok był faktycznie nieco przygnębiający. Jednak na całe szczęście dało się nawet w środku miasta zrobić zdjęcie, gdzie bloczydeł nie widać. Tu akurat widok na dzielnicę Malo Brdo.


W centrum okazale prezentuje się świątynia: Sobór Zmartwychwstania Pańskiego. Nie było w mieście prawosławnej budowli o takim wymiarze, to ją zaczęto budować w 1993 roku. Tu też jest największy na Bałkanach dzwon. W Polsce największym jest ważący 12,6 ton Zygmunt. Malutka Czarnogóra może poszczycić się dzwonem 11 tonowym.



Jest to też jedyne miejsce, w jakim udaje się nam kupić jakieś pamiątki z tego miasta.




Miasto z kilku stron otaczają góry. Wielu podróżujących i opisujących niezbyt zachęcająco wyraża się o Podgoricy. Podkreślają szarzyznę i monotonię budynków, narzekają na małą ilość interesujących miejsc i generalnie nie zachęcają do odwiedzin tego miasta.




 
Pomnik Petar ja Petrovic Njegos


Ten kot akurat za bardzo się nami nie zainteresował


Te również miały nas w nosie.



Z pewnością miasto na kolana nie rzuca, ale gdy się jest tutaj pierwszy raz, można kilka ciekawych miejsc znaleźć.


Po wstępnym przemarszu przez kilka głównych przecznic obok których stoją rządowe budynki skierowaliśmy się do cichej i miłej dzielnicy tureckiej. Turcy w XV wieku zdobyli miasto i byli tu do XIX wieku. Jedną z pamiątek po Turkach jest wspomniana dzielnica o nazwie Nova Varoš. Bardzo nam się spodobało to miejsce. Przez sporą część czasu wałęsaliśmy się po klimatycznych uliczkach tego zakątka miasta. Gdy ktoś lubi takie miejsca, polecam. 
Ten most jeszcze z tureckich czasów.











Po wyjściu z Nova Varoš albo jak kto woli z Novej Varošy kierujemy się w stronę dworca. Do Albanii stąd blisko. 
- Może zajrzymy? Pytam nieśmiało. 
Podgoricę już z grubsza znamy - kontynuuję. Tak doprawdy by się pobieżnie zorientować w topografii miasta wystarczy jeden dzień. Poszliśmy więc na dworzec, by spytać się o kursy do Szkodry, najbliższego albańskiego miasta.
Okazało się, że autobus jest, ale z powrotem mogą już być problemy. Po prostu jak pojedziemy, będziemy tam za krótko. Wracamy bez słowa, nieco zmęczeni i trochę smutni, że z Albanii raczej nici. Przynajmniej dziś nic na ten temat nie było wiadomo. Czas pokazał, że jednak było inaczej.






Nie wracaliśmy tą samą drogą. Tu, na Rzymskim Targu (Rimski Trg) odpoczęliśmy nieco, obserwując życie miasta. Chwilo trwaj wiecznie. Podgorica może nie należy do najpiękniejszych miast, ale swój urok potrafi również pokazać. Trzeba tylko dobrze się przyjrzeć.
Na wspomnianym placu jest ratusz i mnóstwo kawiarń. Młodzież jak w Paryżu, Londynie czy Berlinie, popijała piwo, wino, kawę ... Ta część miasta prezentowała się zupełnie przyzwoicie.


Gdy na dobre zaczęliśmy szukać drogi powrotnej zachodziło już słońce. Głodny jednak nie byłem. Osiem burków spełniło swoje zadanie ... 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz