Translate

piątek, 12 października 2018

Krzywej wieży w Pizie już podpierać nie trzeba.

Opuszczam z dziewczynami Portofino. Wracamy do Rapallo tą samą drogą, innej możliwości nie ma. 



 Dalej kierujemy się na południowy wschód. Przed nami około 150km gdzie u celu podróży czeka Piza wraz z znaną chyba wszystkim krzywą wieżą. Po drodze nic szczególnego się nie dzieje.  Dlatego gdy widzimy takie instalacje jak ta, zatrzymujemy się na chwilę. Choćby po to by zrobić zdjęcie.


Nie jedziemy autostradą. Wybieramy lokalne drogi. Co innego, gdyby trasa liczyła 800km, ale dzisiaj niewiele do przejechania. Włączam muzykę i jedziemy przed siebie. Właśnie nam przemknął pan z niewiarygodnie długim ramieniem i zimnym łokciem.


 Do Pizy przyjeżdżamy po południu. Pogoda jak marzenie. Auto zostawiamy na parkingu i po chwili voila! Oto Campo dei Miracoli czyli Pole Cudów. Na pierwszym planie baptysterium, po prawo katedra i przede wszystkim wieża, która w rzeczywistości była zbudowana jako dzwonnica. Obecnie krzywa wieża w Pizie jest najpilniej strzeżonym zabytkiem we Włoszech.


 Budowę rozpoczęto w 1173 roku. Z powodu działań wojennych i różnych problemów finansowych trwała aż 177 lat! Być może była taka sytuacja, że dziadek budował, ojciec budował, potem wnuk, prawnuk, praprawnuk i tych pra pewnie jeszcze z dziesięć by można dopisać. Rok po rozpoczęciu budowy zaczęła się już przechylać, średnio 1 mm rocznie. Powodem był miękki grunt składający się z piasku i gliny. Na nic się zdały wszelkie próby zatrzymania procesu przechylania się. W 1990 roku zamkniętą ją do 2001 roku dla turystów. Pod kierownictwem Michele Jemiolkowskiego - włoskiego inżyniera pochodzenia polskiego wieża już się nie przechyla, nawet zmniejszono przechył o 4 cm. Czy tam na górze Galileusz faktycznie robił doświadczenia ze swobodnym spadkiem ciał?


Potem przyjrzano się dokładniej budowli i otoczeniu. Dlaczego to właściwie, mimo sejsmicznego terenu wieża nadal stoi? Od czasu do czasu zatrzęsło ziemią tu i tam, ale wieży przez tyle wieków nic się nie stało. Co się okazało? Miękki grunt, który był przyczyną przechyłu miał także dobry wpływ na wieżę i podczas wstrząsów amortyzował drgania. Grunt wieżę przechylał, ale jednocześnie chronił od drgań sejsmicznych. Tak to przynajmniej wyjaśnia prof. George Mylonakis z Uniwersytetu Bristolskiego. 

Piszę smsa do kumpla. Pozdrawiam spod krzywej wieży w Pizie! Kolega za chwilę odpisuje:
Weź zrób zdjęcie z fantazją - żeby wyszło, że trzymasz wieżę. 
Odpisałem: Taką fantazję mają tu tysiące. 
Piszę smsa do drugiego: Pozdrowienia z Pizy gdzie krzywa wieża!
Odpowiedź: Mogłeś się niby o nią oprzeć ...

Nie będzie już potrzebne podpieranie wieży przez liczne rzesze turystów. Większość jednak o tym nie wie, że wieża nie wymaga już podpierania i nadal podpierają.



Chinki postanowiły być bardziej oryginalne i podpierają w kupie. Jakby się wszystkie zmówiły: prawa nóżka do przodu, lewa do tyłu.


Temu wszystkiemu przyglądała się akurat przelatująca nad nami kania ruda. W łapkach trzymała gryzonia. 



Mam szczęście, bowiem kania ruda nie występuje często we Włoszech. 
Ile kosztuje wejście na wieżę? Dorosły musi zapłacić 18 euro. Do pozostałych obiektów, (baptysterium, katedra i muzeum), ceny są następujące. Za jeden budynek 5, za dwa 7 a za trzy 8 euro. 

Robi się coraz później. Postanawiamy poszukać noclegu. W mieście jest jeden czynny kemping. Wpisuję adres w nawigację i po kilkunastu minutach zjawiamy się na miejscu. Kemping Torre Pendente. Stąd do krzywej wieży nawet nie kilometr.


Mamy ze sobą namiot, ale gdy dowiedzieliśmy się, że można spać w domku, oczywiście zdecydowaliśmy się na niego. Pokój, dwa łóżka, kuchnia na zewnątrz. W sumie za trzy osoby plus samochód zapłaciliśmy 80 euro za dobę.




Do tego w gratisie nietoperze odganiające komary.


Zjedliśmy, odpoczęliśmy i poszliśmy zobaczyć, jak to wszystko wygląda nocą. W Pizie wieżę znają wszyscy, ale mało kto wie, jak wyglądają tam perony na stacji kolejowej. 



W nocnej scenerii całość prezentuje się równie interesująco jak w dzień, może nawet lepiej. Ludzi już zdecydowanie mniej. Jest przede wszystkim większy spokój. 



Tą samą drogą wróciliśmy na kemping. Obok graffiti, przy pogrążonej w ciszy stacji kolejowej. Tu oczekuje na mnie ostatnia atrakcja wieczoru - zimne piwo. Jutro kolejne ciekawe miejsce - San Marino.

czwartek, 11 października 2018

W księstwie Monako - Biedy szukać.

Opuszczamy apartament na przedmieściach Nicei (dwa pokoiki i kuchnia) i ruszyliśmy w kierunku Monako. Nicea jest dobrym miejscem wypadowym na zwiedzanie tego niezwykłego państwa - miasta. Przyznam szczerze, że nawet nie wiedziałem dokładnie, kiedy przekroczyliśmy granicę. Czytałem wcześniej na temat tego księstwa i wszędzie podkreślano luksus i bogactwo jakie się na ulice wylewa. Gdzieś ktoś napisał, że tam porsche to auto biedoty i takie tam. Przypomniałem sobie także opisy rolls-royce'ów, bentleyów i wszelkiej maści innych luksusowych aut widywanych na ulicach. W każdym razie gdy przyjechaliśmy, najpierw znaleźliśmy parking na którym zostawiliśmy nasze skromne auto. Potem już przed siebie na piechotę. 


Przyznam, wszędzie bardzo czysto, ładnie, przyjemnie. Trudno znaleźć na ulicy papier czy inne śmieci. Monako jest najmniejszym po Watykanie niezależnym państwem świata. Stałych mieszkańców niewiele więcej niż w Oleśnicy czyli około 37 tysięcy. Za to tymczasowych i przyjezdnych prawie dwa razy więcej. To najbardziej zaludnione miejsce w Europie i drugie w świecie (Po Macao). Mieszka tu także około stu Polaków.
Z Nicei można się dostać nie tylko samochodem, ale także autobusem i pociągiem. Linie kolejowe w Monako liczą około 2 km. Jest tu także piękny, w większości pod ziemią schowany dworzec. Nie zdążyłem do niego zajrzeć. Dziewczyny zamiast na perony wyciągnęły mnie od razu o skaranie boskie do centrum handlowego. 


Takie obiekty trochę mniej mnie interesują, ale na chwilę przecież zajrzeć można. Jak na centrum bogactwa przystało, te przedstawiało się naprawdę okazale. Bardziej przypominało wnętrza jakiegoś pałacu czy zamku niż galerii. Kupić niczego nie kupiliśmy, ale przynajmniej skorzystaliśmy z toalet.



Nie sposób się zgubić w Monako. W dzień jakoś szczególnie te wspomniane rolls-royce'y i bentleye nie rzucają się w oczy. Szczerze mówiąc nie widziałem żadnego. Jest bezpiecznie, jeden policjant przypada tu na około 65 mieszkańców. Nie ma miejsca na świecie, gdzie jest ich w przeliczeniu na mieszkańca więcej.





Miasto zmienia diametralnie charakter wieczorem i nocą, kiedy ulice faktycznie wypełniają się bardziej luksusowymi pojazdami. Poza tym wystarczy zajrzeć do pierwszego lepszego sklepu. Weszliśmy do zwykłego spożywczaka by kupić banany a tu na półce takie na przykład wina. Ceny w euro.



Dodam, że akurat sklep nie prezentował się jakoś szczególnie okazale. Na szczęście banany były w przystępnej cenie. 


Warto wspomnieć o Rainierze III Grimaldim - 13 księciu Monako. To on wygłosił kiedyś w Nowym Jorku przemowę, w której uznał, że świat potrzebuje więcej monarchów, by uniknąć problemów, z jakimi borykają się republiki. Poniżej jego pomnik.


Z biednego, borykającego się z wieloma problemami kraju stworzył na 2 km kw. prawdziwą perełkę Lazurowego Wybrzeża. Niedługo powierzchnia tego państwa z pewnością się zmieni, bowiem są plany na jego powiększenie kosztem morza. Ilość milionerów i miliarderów w przeliczeniu na powierzchnię należy do najwyższych na świecie. Wspomniany książę poślubił w 1956 roku amerykańską aktorkę Grace Kelly - znaną z filmów Hitchcocka. Od tego momentu świat wielkiego biznesu bardziej zainteresował się tym miejscem. Powstał raj podatkowy, kasyna, kluby, mekka dla finansjery i bogaczy tego świata. Postawiono na turystykę. Rodowici mieszkańcy Monako - Monegaskowie nie płacą podatku dochodowego. Płacą go tylko ci, którzy się tu osiedlili. Jest on znacznie niższy niż gdzie indziej w Europie. Obecnie głową państwa jest Albert Grimaldi II a jego żona Charlene Grimaldi - zwana przez niektórych najsmutniejszą księżniczką jako jedna z 7 kobiet na świecie może przy papieżu występować ubrana na biało. Ciekawie to wygląda, warto sprawdzić w internetowych grafikach.



Monako jest znane z najstarszego rajdu samochodowego na świecie. Wiedzie on m.in. przez Monte Carlo - jedną z dzielnic. Warto wspomnieć, że na drugim miejscu w tym rankingu (10 lat młodszy) jest Rajd Polski. Impreza jest rozgrywana corocznie na ulicach miasta. Uchodzi przez to za jeden z najtrudniejszych wyścigów. Dlaczego? Bo wyprzedzić na ulicy jest o niebo trudniej niż na torze. Rajd można oczywiście oglądać z okien budynków. Poruszając się własnym "bolidem" po tym mieście wyobrażałem sobie tą batalię a raczej próbowałem to sobie wyobrazić.



Monako to oczywiście kasyna. Prawie każdy może do nich wejść, spróbować szczęścia. Zaglądał także i James Bond. W księstwie są ich cztery. Nieletni i obywatele Monako nie mogą z kasyn korzystać. Nawet wejść nie mogą. Przy wejściu z pewnością zapytają nas o paszport lub inny dokument stwierdzający obywatelstwo i wiek. Nas sprawdzać nie musieli, bo nie wchodziliśmy. Oto te najsłynniejsze Casino Monte Carlo.



Wpływy z tego kasyna stanowią około 5% budżetu Monako. Kręcono tu takie filmy z agentem 007 jak Casino Royale, Goldeneye czy Nigdy nie mów nigdy.  


 W informacji turystycznej kobieta pyta się skąd jesteśmy.
- Z państwa, które ma bardzo podobną flagę do flagi Monako, tylko odwrotnie. Wie już pani skąd? 
- Z Polski! Od razu odpowiada kobieta.
- Brawo! Zgadła pani.
- Ty nawet tutaj męczysz ludzi tymi zagadkami, zauważa Żabka. 


Podczas spaceru miałem przez cały czas w głowie stary przebój Jean Francois Maurice'a - Monaco 28°. Opowiada on o dwójce zakochanych spędzających słoneczne, szalone wakacje właśnie w tym miejscu w którym się znajdujemy. My niestety słońca na razie nie mamy, za to cieszymy się, że nie pada i burzy nie ma.






Takie małe państewko jak Monako jest jeszcze podzielone na części. Istnieją dwa podziały. Tradycyjny dzieli państwo na cztery dzielnice: W trzech Fontvieille, La Condamine i Monte Carlo już byliśmy. Teraz udajemy się do czwartej - Monaco-Ville czyli do Starego Miasta. Współczesny podział państwa jest inny, składa się z siedmiu osiedli. Po drodze do wspomnianej ostatniej dzielnicy jest piękny widok na pozostałe. Dziewczyny z przodu a ja co chwila przystaję, pstrykam i pstrykam. Oto port i zacumowane jachty. Wyżej widoki są jeszcze ciekawsze.






Monako jest tak małe, że wykorzystuje się każdy skrawek ziemi. Zresztą także dachy domów również się wykorzystuje. Oto przykład.





Stare Miasto położone jest bardzo malowniczo, wyżej niż pozostała część miasta. To tutaj znajduje się pałac rodu Grimaldich.


Mieszka w nim książę Monako z rodziną. Można go zwiedzać. Wejście dla dorosłych 8 euro, dzieci i studenci płacą połowę. Oto pomnik Franciszka Grimaldiego w ubraniu mnicha przed pałacem. 



Z tą postacią wiąże się legenda. W nocy 8 stycznia 1297 roku wspomniany Franciszek Grimaldi razem z kuzynem Rainerem przebrali się za mnichów, udając zagubionych pielgrzymów. Gdy bramy miasta zostały otwarte, ci wraz z rycerzami zaatakowali strażników i opanowali zamek. Od tej daty liczy się niepodległość księstwa Monako. Dlatego w herbie Grimaldich a także w herbie samego państwa widnieją sylwetki dwóch mnichów. 



Zastanawia mnie jedna sprawa. Czy te kule na tym dziedzińcu można podnieść, czy są do siebie przytwierdzone? Gdyby ktoś był, proszę, niech dla mnie sprawdzi ...



Przez długie lata obawiano się w Monako, że gdy wygaśnie ród Grimaldich a obawy te nie były wcale bezpodstawne, państwo zostanie przyłączone do Francji. Dopiero w 2002 roku została ta sprawa uregulowana. Obecnie bez względu co się dalej ze wspomnianą rodziną stanie, to i tak Monako pozostanie suwerennym państwem. Tak przynajmniej zostało ustalone w traktacie pomiędzy tymi dwoma państwami. 

 







Schodząc znów oglądamy widoki których się długo nie zapomni.



W mieście jeszcze kartka do wysłania i zbieramy się.   




Zrobiliśmy dzisiaj około 20 km i nasze nogi zaczęły strajkować. W Monako wystarczy jeden dzień na pobieżne zapoznanie się z miastem. W drodze powrotnej rzucam zasadnicze pytanie: Gdzie jest parking na którym zostawiliśmy samochód. Niby miasto niewielkie, ale jednak trochę nam zajęło jego odszukanie.


Warto by było jeszcze zobaczyć, jak teraz to wszystko wygląda wieczorem i nocą. Niestety, na to czasu nam już nie starczyło. Do Monako jednak warto przyjechać.