Zawsze chciałem pojechać do Mołdawii. Być tam chociaż krótką chwilę, nawet godzinę czy dwie.
- Co tam chcesz robić, pytał ten czy tamten.
Nawet mój dobry kumpel, by nie rzec, że przyjaciel Michał, który w Mołdawii już był, mówił:
- W Kiszyniowie nic nie ma, nie warto tam jechać.
Nie mogłem tego zrozumieć. Jak to nie warto jechać do Kiszyniowa?
Skoro jesteśmy w Rumunii, w Vaslui i do Mołdawii stąd około 40 kilometrów, to jak nie wlecieć choć na chwilę do Mołdawii?
Państwo uznawane za jedno z biedniejszych w Europie, ale przecież też musi być na swój sposób ciekawe. Skoro jestem tak blisko, muszę je zobaczyć. Dziewczyny - Żabka i Lucy, które są ze mną podzielają moje zdanie. Jedziemy!
Wstajemy rano i kierujemy się autem w stronę Husi, potem na Râșești i po niedługim czasie jesteśmy na granicy. Wszystkie bagaże zostawiliśmy w motelu, w którym zabukowaliśmy nocleg. Na przejściu granicznym zbyt wiele czasu nie spędziliśmy. , Sprawdzili nam paszporty, kupiliśmy trochę mołdawskiej waluty i witamy w Mołdawii. Z przejazdem na mołdawską stronę żadnych problemów nie było.
Droga do Kiszyniowa okazała się zupełnie przyzwoitą, zdecydowanie gorsze widziało się w kraju.
Po około 40 minutach jazdy docieramy do rogatek miasta. Niestety, nie przedstawiały się one tak, jak to można zobaczyć na zdjęciach. Najbardziej znany wjazd do miasta zaczyna się tak zwaną Bramą Kiszyniowa. Znajduje się ona jednak zupełnie z innej strony, od lotniska. Z tej strony, z której my przyjechaliśmy czyli od przejścia granicznego w Râșești Kiszyniów raczej skromniutko wita przyjezdnych.
W mieście dominuje socrealistyczny styl zabudowy. W centrum szeroka ulica, place, pomniki, sporo blokowisk. Gdy wyjedzie się poza centrum, to one przede wszystkim rzucają się w oczy.
Co można zobaczyć w Kiszyniowie, będąc w nim jeden dzień? Na dobrą sprawę, dzień na zwiedzanie wystarczy. Można połazić po ulicach, poczuć ducha miasta. Na więcej nie mamy czasu.
W mieście nie ma metra, komunikację miejską zapewniają trolejbusy.
Często kierowcy mają problemy z utrzymaniem pantografu wzdłuż zasilającej linii. Muszą potem wychodzić i poprawiać. Byłem w mieście kilka godzin i już kilka razy tą sytuację widziałem.
Miasto jest stolicą dopiero od 1940 roku. Jesteśmy zbyt krótko, by chociaż pobieżnie zapoznać się z najważniejszymi punktami i zdajemy sobie z tego sprawę. Nie mamy czasu na to, by zajrzeć do cerkwi, muzeum czy choćby usiąść w jakiejś knajpce, spróbować mołdawskiego wina czy choćby w parku i przyjrzeć się życiu miasta.
Tu jakiś rządowy budynek, nad którym dumnie powiewa mołdawska flaga.
Do Warszawy stąd 951 kilometrów, od pewnego czasu kursują także bezpośrednie samoloty.
Łuk triumfalny, po lewo Sobór Narodzenia Pańskiego.
Jeśli ktoś zapomniał, że kreseczka nad liczbą napisaną w systemie rzymskim znaczy jej tysiąckrotne powiększenie, to teraz sobie to może przypomnieć.
Pomnik króla Stefana Wielkiego. Kim on był? Jest uznawany za najlepszego mołdawskiego władcę. W XV i na początku XVI wieku stworzył silne mołdawskie państwo. To on jest widoczny na wszystkich mołdawskich banknotach. Za jego czasów Mołdawia skutecznie opierała się zarówno przed Węgrami, Polakami jak i Turkami.
Oto zaparkowany radiowóz, obok niego, trochę dalej stoi niewidoczny na zdjęciu policjant.
Właśnie ten mercedes przejechał na czerwonym świetle. Reszta aut spokojnie czeka na światło zielone. Po sekundzie słyszę głośny gwizdek tego oto pana. Brawo pan policjant!
Informacja o tej sytuacji jest przekazywana gdzieś dalej ...
Gdyby ktoś w kraju szukał pracy, może ją znaleźć. W Mołdawii zapraszają do Polski do pracy. Osobiście nie sprawdzałem, więc za nią nie odpowiadam, ale pomóc mogę.
Chodzimy po centrum, robimy kilometry. Miasto wbrew temu, co o nim słyszałem, ma swój urok. Nie powala rozmachem, wielkomiejskością, ale warto tu przyjechać.
Mural nawiązujący do Solidarności. Jednym słowem kolejny polski akcent w Kiszyniowie.
Po kilku godzinach łażenia po mieście idziemy coś zjeść. Kobieta sprzedająca coś w rodzaju zapiekanek jest szczerze zdziwiona, że my przyjechaliśmy do Kiszyniowa.
- Jak to? Autem przyjechaliście?
- Autem.
- Nie z wycieczką?
Takich sytuacji było więcej. Dziwimy się, czemu oni się dziwią. Odwiedzamy jeszcze centrum handlowe, by kupić chociaż kilka mołdawskich pamiątek, potem wracamy, kierując się inną drogą niż tą którą przyjechaliśmy.
Na granicy odwiedzamy jeszcze sklep bezcłowy. Rzecz godna uwagi, bo tak tanich produktów dawno nie widzieliśmy. W końcu udało nam się zobaczyć bezcłowy sklep z prawdziwego zdarzenia.